Rozdzielczość nawet największych radioteleskopów jest za mała, aby otrzymać obraz planetoidy z rozdzielczością widoczną na pokazanych obrazach. Pamiętajmy, że rozdzielczość teleskopu lub radioteleskopu wynosi (w stopniach) ok. 70x(długość fali/średnica teleskopu). Dla 300-metrowego radioteleskopu w Arecibo w Puerto Rico (znanego np. z filmów „GoldenEye” z Jamesem Bondem i „Kontakt” z Jody Foster) i długości fali 3 cm mamy rozdzielczość 70×3/30000 =0,007 stopnia. Jest to rozdzielczość lepsza od oka ludzkiego, pozwalająca zobaczyć dziesięciogroszówkę z odległości 100 m, ale za mała, aby zobaczyć kilkumetrowe szczegóły na planetoidzie. To co nazywamy obrazem radarowym planet jest naprawdę produktem dosyć skomplikowanej procedury. Procedura ta jest opisana m.in. w książce „Planety widziane z bliska”. W przypadku cytowanych fotografii prawdopodobnie jasność określa przesunięcie dopplerowskie odbitej fali od planetoidy. Przesunięcie to jest wynikiem obrotu planetoidy wokół osi, stąd obserwujemy taki właśnie rozkład jasności.
Generalnie wiele obrazów przysyłanych przez sondy kosmiczne ma niewiele wspólnego z obrazem uzyskanym przez aparat fotograficzny. Mogą to być mozaiki zdjęć (łatwo widoczne na obrazach ze starszych sond), ale też obrazy uzyskane przez pojedyncze fotokomórki skanujące przestrzeń. Często obrazy są uzyskane w podczerwieni lub ultrafiolecie i z konieczności pokazywane są sztucznych kolorach.