Czy równowaga elektryczna materii Wszechświata jest przyjmowana przez fizyków tylko jako swego rodzaju aksjomat? W dostępnej literaturze z zakresu fizyki cząstek dobrze opisano kreację leptonów (1 elektronu i 1 pozytonu) z 2 lub 3 fotonów. Kreacja ta uzasadniała by równowagą ładunkową materii po fazie Plancka Wielkiego Wybuchu. No ale pozostają nam jeszcze naładowane bariony zbudowane z kwarków. I tu kłopot przede wszystkim z "idiotycznym" podziałem ładunku na dokładnie-dokładnie 3 (tj. niczym nie uzasadnionym – nawet, nie przez reguły symetrii – bo podział byłby wtedy parzysty). Ponadto, nie obserwuje się też jakiejś zwięzłej reakcji zamiany kwarków na leptony (powszechnie znany rozpad neutronu na proton, elektron i neutrino nic nie tłumaczy, bo kwarki nadal w nim po reakcji pozostają). Dziwi mnie, że tyle uwagi fizyków przykuwa asymetria ilości materii i trochę bardziej egzotycznej antymaterii, podczas gdy nasz "kochany elektronik" traktowany jest po macoszemu. Napisałem "kochany elektron", bo to głównie on buduje nieskończone warianty chemicznych własności materii, z której jesteśmy zbudowani i nie pozwala zapadać się atomowi poprzez jakieś dziwne oddziaływanie, słusznie chyba nazwane przez Pauliego "zakazem".