Zapalenie atmosfery: ponoć było to jedno z zagadnień rozpatrywanych przez naukowców pracujących przy tworzeniu bomby atomowej. Na czym to zjawisko miałoby polegać, czemu się go obawiano i jak naukowcy doszli do wniosku, że raczej nie wystąpi?
Zapalenie atmosfery: ponoć było to jedno z zagadnień rozpatrywanych przez naukowców pracujących przy tworzeniu bomby atomowej. Na czym to zjawisko miałoby polegać, czemu się go obawiano i jak naukowcy doszli do wniosku, że raczej nie wystąpi?
Sprawa „zapalenia atmosfery” to ciekawa historia związana z błędnym oszacowaniem możliwych skutków wybuchu bomby jądrowej. Jeden z wykonawców słynnego projektu Manhattan — mającego na celu zbudowanie bomby jądrowej — Edward Teller, analizując możliwe skutki eksplozji, doszedł do wniosku, że wybuch takiej bomby zapoczątkuje sukcesywną reakcję termojądrową przemiany lekkich pierwiastków obecnych w atmosferze w cięższe i w ten sposób zniszczy zupełnie życie na Ziemi. Wynik obliczeń Tellera wywołał żywą dyskusję wśród uczestników projektu Manhattan, rozważano nawet możliwość porzucenia go. Kolejne analizy, wykonane miedzy innymi przez Hansa Bethego, pokazały błędy w założeniach leżących u podstaw obliczeń Tellera i wykluczyły taki scenariusz. Jednak obawy zapoczątkowane rachunkiem Tellera rozwiały dopiero pierwsze próby jądrowe na pustyni w Nevadzie. Więcej o tej historii można przeczytać po angielsku np. tu i tu, a po polsku tu. Raport Tellera i współpracowników, zatytułowany „Ignition of the Atmosphere with Nuclear Bombs”, odtajniony w roku 1979 też jest publicznie dostępny.
Po wojnie Edward Teller został „ojcem” amerykańskiej bomby wodorowej (termojądrowej), a Hans Bethe laureatem nagrody Nobla za wytłumaczenie przemian termojądrowych zachodzących wewnątrz gwiazd.