Pierwszy raz spotykam się z propozycją, aby atomy nazywać materią, a cząstki
elementarne nie. Lingwistyka jest kwestią umowną, ale znana mi praktyka
wskazuje, że elektrony, protony, neutrony, a także kwarki zawsze nazywaliśmy
cząstkami materii. Dowolną ich ilość, zorganizowaną lub nie, nazywamy materią.
Ich antycząstki (pozytony, antyprotony, antyneutrony, antykwarki) nazywamy
cząstkami antymaterii. Pewna trudność lingwistyczna pojawia się w stosunku do
cząstek, które same są swoimi antycząstkami (foton, gluon, bozony W i Z, bozon
Higgsa). W ich przypadku czasami używane jest pojęcie ‚energia’. Na przykład
reakcję
elektron + pozyton –> dwa fotony
nazywamy czasem anihilacją materii i antymaterii w energię. Ściśle rzecz
biorąc jest to jednak po prostu reakcja, w której dwie cząstki elementarne
zamieniają się w dwie inne cząstki elementarne, podobnie jak w przypadku
elektron + pozyton –> mion + antymion
albo
mion –> elektron + antyneutrino_e + neutrino_m.
W kwestii energii i jej nośników: jeśli fala elektromagnetyczna wysyłana z
mojego telefonu komórkowego dociera do anteny i jest tam częściowo
absorbowana, to czy jest to jest to fala materii czy też energia bez nośnika?
Z punktu widzenia teorii oddziaływań fundamentalnych wszystkie cząstki
(elektrony, pozytony, fotony, …) opisywane są jako fale pewnych pól,
podobnych do pola elektromagnetycznego. Każda fala ma pewną energię i jest tej
energii nośnikiem, jednak nie powinno się jej utożsamiać z energią. Cząstka
może zostać unicestwiona w pewnej reakcji, ale swą energię musi przekazać
innym cząstkom, aby całkowita energia układu nie uległa zmianie. W bilansie
energii musimy też uwzględniać masy cząstek, zgodnie ze wzorem $E = m c^2$.